Witam wszystkich.
W maju tego roku skończy się mój pierwszy rok od kiedy zainteresowałem się pszczelarstwem i po szybkim "przestudiowaniu" Internetu wystartowałem od zakupu dwóch odkładów na ramce wielkopolskiej.
Mam nadzieję, że tak jak moje pszczółki przetrwały w doskonałej formie do pierwszego oblotu (6 marca), przeżyją również tą przedłużającą się pogodę zimową.
Hodowlę pszczół w naszej rodzinie wymyśliła moja żona. Było to na początku maja 2012 a już chyba dwa tygodnie później zaczęło się to "całe szaleństwo" i teraz mnóstwo spraw podporządkowanych jest pszczołom. A zaczęło się od spaceru w majowy weekend i stwierdzenia żony, że na tych dziesiątkach hektarów okolicznej ziemi nic nie chce rosnąć poza chwastami... i że skończył jej się ostatni słoik kupionego miodu... więc może zajęlibyśmy się hodowaniem pszczół bo przecież miałyby gdzie zbierać nektar
Odkłady kupiłem w wypożyczonych ulach. Przez kilka tygodni organizowałem materiał, szukałem opisów budowy i siedząc do późna w nocy zrobiłem moje pierwsze własne ule wielkopolskie. Sklejki wystarczyło mi na dwa ule dwukorpusowe i jeden jednokorpusowy.
Od tamtej pory planowaliśmy stopniowy wzrost ilości uli. W międzyczasie poprzez znajomą za niewielką kwotę kupiliśmy od byłego pszczelarza 15 uli Dadanta i starą ocynkowaną miodarkę oraz już gratis około 1500 ramek gniazdowych i nadstawkowych. Ule były wiekowe ale w bardzo dobrym stanie. Obydwoje z żoną przez cały dwutygodniowy urlop pracowaliśmy nad odnowieniem tych uli. W dwóch wymieniłem po jednej desce wewnątrz. Poza tym odkaziłem wszystkie w sodzie kaustycznej. Specjalnie w celu odkażania ramek i nadstawek kupiliśmy duży parnik i wszystko gotowaliśmy po kilkanaście minut, potem neutralizacja roztworem octu i obfite spłukiwanie wodą. Wszystkie ule opaliłem wewnątrz palnikiem gazowym, usunęliśmy stary zielony lakier, przemalowaliśmy na jedynie słuszne kolory niebieski, żółty i biały. W środku ule zostały wypokostowane a na wszystkie daszki pokryte czarną papą (niektóre już przeciekały) przybiłem nową warstwę gontów papowych.
Potem zaczęło się inne "szaleństwo". Wiemy, że w okolicy jest przepszczelenie więc zajęliśmy się poprawianiem bazy pożytkowej. Stopniowo zaczynając od kilkudziesięciu arów jesteśmy aktualnie na etapie prawie 4 hektarów, które z nieużytków zarośniętych głównie chwastami, krzewami i drzewami przygotowaliśmy do stanu nadającego się do obsiewania od tej wiosny facelią, gryką, nostrzykiem. Kalkulujemy to w ten sposób, że własnej pracy nie liczymy, a dopłaty z funduszy unijnych powinny nam pokryć koszty dzierżaw, podatków, zaorania ziemi (głównie ciężka brona talerzowa) oraz częściowo nasion. Mamy ambitne plany założenia plantacji rutwicy wschodniej i przegorzanu i stopniowe rozszerzanie ich na większym obszarze. Mamy taki plus, że jesteśmy w stanie uzgodnić z dwoma pszczelarzami w okolicy, którzy również obsiewają po kilka hektarów facelii terminy siewu przesunięte po około 3 do 4 tygodni. Poza tym niestety nie ma u nas praktycznie akacji ani lipy... jedynie prawie nieograniczone ilości nawłoci ale to dopiero na koniec sezonu. Ostatnio ze względu na dopłaty z UE ubyło w okolicy około 200ha nieużytków a pojawiły się niestety odchwaszczone uprawy zbóż.
W międzyczasie nasze odkłady chyba nieźle się rozwijały, bo odwirowaliśmy z obu nasze pierwsze 6 kg miodu (co za przeżycie...) a potem jeszcze w połowie nawłoci jeszcze dodatkowo 10kg.
Przeglądarka Google często zwracała w wynikach wyszukiwania linki do tego forum, więc na pewno wiele decyzji podejmowałem na podstawie przeczytanych również tutaj informacji... czasem sprzecznych ale po to człowiek ma rozum, żeby podejmował również własne decyzje. Zakres wiedzy jest bardzo obszerny ale oczekiwałem jeszcze możliwości korzystania z wyszukiwarki, więc w końcu się zarejestrowałem... i chyba zostanę na dłużej chociaż na początku raczej czytelnikiem do czasu zdobycia własnych doświadczeń.
Dziękuję wszystkim piszącym za takie mnóstwo cennych informacji.
Pozdrawiam,
Józek