Dzień dobry Państwu,
otrzymałem pierwszą recenzję mojej książki. Jest ona dla mnie tym cenniejsza, iż napisała ją osoba absolutnie nie związana z branżą pszczelarską. Dlatego, ośmielam się ją tu wkleić z nadzieją, iż nie zostanie potraktowana jako typowa reklamówka, lecz jako poważna wypowiedź w opisywanych tematach mojej książki.
Pozdrawiam
Maciej Winiarski
Dzień dobry
Przeczytałam Twoją książkę (w zeszły weekend trzy rozdziały, a dziś pozostałe dwa), chociaż branża, w której pracuję jest dość odległa od pszczelarstwa (biżuteria designerska), to odnalazłam w niej wiele wspólnych wartości marketingowych. Ale zacznijmy rozmawiać od samego początku. Uważam, że tytuł książki jest świetnie dobrany. Tytułowe zdanie „Sprzedaż miodu – łatwa, prosta i efektywna” od razu wprowadza czytelnika w sedno opisywanych spraw. Jest ona bardzo spójna - każdy kolejny rozdział wynika z poprzedniego, a cała zawartość może stać się wręcz biblią dla kogoś, kto nie tylko prowadzi już swoją działalność pszczelarską, lecz w tej dziedzinie zaczyna stawiać pierwsze kroki. Dzięki poradom może zbudować od początku zarządzanie swoim biznesem - począwszy od warunków produkcji miodu, a skończywszy na jego efektywnej sprzedaży.
Cieszę się, że odnalazłam w tym tekście pewne zasady, których zawsze się trzymam sprzedając nasz luksusowy towar, jakim jest niewątpliwie (szczególnie w czasach kryzysu gospodarczego) biżuteria designerska. Przypuszczam zresztą, że gdyby towar był inny, zasady pozostałyby takie same.
1. Sprzedawaj produkt takiej jakości, jakiej sam chciałbyś go dostać, i rób to w taki sposób (obsługuj klienta), jak sam chciałbyś być obsłużony.
Absolutnie wierzę w najwyższą jakość tego, co wysyłam klientowi. W pracowni uchodzę za jednoosobowy, bezlitosny dział jakości, który najmniejszej ryski, czy plamki na biżuterii nie przepuści. Pracownicy wiedzą, że nie ma sensu się ze mną sprzeczać i jeśli odsyłam rzecz do poprawki, to musi być zrobiona idealnie (nasz wiodący klient - klient niemiecki, jest bardzo wymagający i do jego standardów musimy dostosować jakość wyrobów). Wszystko wkładam w idealnie nowe torebki foliowe, opisuję, pakuję w folię bąbelkową i piękny karton (a klienci nie raz chwalą, że tak zapakowanego towaru znikąd więcej nie dostają...).
Poza tym, również wierzę, że pozorne działanie na własną szkodę przynosi korzyści - zawsze odsyłam do konkurencji, jeśli nie mamy tego, co klient chciałby kupić (mój szef jest temu przeciwny, ale tu akurat postępuję wg własnej zasady i uważam, że to działa).
2. Relacje ze stałymi klientami - bardzo ważne (szczególnie w dobie ogromnej konkurencji). Mam to szczęście, że mam b. dobrą pamięć do nazwisk, więc jeśli dzwoni do mnie klient z zamówieniem i zostaje rozpoznany i miło przywitany, jego głos "rozjaśnia się" w słuchawce i od razu obu stronom współpracuje się milej. Wszyscy staramy się wytwarzać przyjacielską atmosferę, lubimy spotkania na targach, szef także jeździ do klientów do Niemiec i, dzięki swojemu przyjaznemu podejściu (pomijam oczywiście fakt, że sprzedaje dobry produkt w przystępnych, w tym kraju, cenach) jest mile widziany i przyjmuje często większe zamówienia, niż klient początkowo deklarował.
3. Nie ma sztywnych zasad w biznesie. Nawet jeśli pojawia się identyczny problem, jednego klienta traktujemy tak, a drugiego - nieco inaczej... Wszystko zależy od relacji, wysokości zamówień, a nawet formy przedstawienia problemu. Przy tym ostatnim staram się stosować jednak zasadę i się jej trzymam: nawet, gdy list, lub telefon, jest niemiły, to zawsze za tą rozmowę dziękuję i odpowiadam uprzejmie, jak gdyby nie zważając na zastaną w nim formę. Każdy może mieć gorszy dzień, a niektórzy SĄ po prostu niegrzeczni... trudno. Jeśli dostaję niegrzeczny list i porusza mnie jego forma, nigdy nie odpowiadam tego samego dnia, tylko czekam, aż opadną emocje. Uważam bowiem, że nawet w zastosowanych formach grzecznościowych mogą się one "przekraść" w podtekście, a tego właśnie należy unikać. Dodam, że powyższe sytuacje mają miejsce niezmiernie rzadko, 98% relacji to niezwykle miłe kontakty.
4. Jeśli chodzi o targi - tak, lokalizacja stoiska jest kluczowa! Czasami latami trzeba walczyć o narożne stoisko w głównej alei (najlepiej na środku, na tzw. głównym skrzyżowaniu) - sprawdza się zasada, że gdy pozostajemy niezauważeni, potencjalny (albo nawet nasz własny, "wypracowany") klient, wyda pieniądze gdzie indziej i nawet, gdy nas już w końcu odszuka, nic to nie da... Targowe ulotki - nieprzeładowane, spójne, powtarzalne logo -> bardzo istotne, to prawda. Klient ma nas rozpoznać, zapamiętać, odtworzyć w pamięci przy następnym kontakcie z wydrukowanym wizerunkiem firmy; najlepiej, jeśli towarzyszy temu identyczna reklama w pismach (my przy najważniejszych dla nas targach w Monachium, wykupujemy drogie, ale bardzo skuteczne reklamy w najlepszych czasopismach branżowych, przy czym ta sama reklama widnieje na rozsyłanych przed targami i rozdawanych na targach, ulotkach oraz wielkim banerze, zawieszonym na stoisku).
5. A na koniec zdanie, które bardzo mnie rozbawiło:
Przeciętny dziennikarz nie potrafi odróżnić dużej muchy od pszczoły.
Dokładanie tak! Dziennikarze, nawet branżowi, często przychodzą na wywiady kompletnie nieprzygotowani, a potem często wypisują (przepraszam za słowo) bzdury. Pół biedy, gdy to wszystko wysyłają do autoryzacji; zdarza się jednak, że w gazecie albo w portalu internetowym czytamy tekst napisany "na kolanie", zawierający błędy merytoryczne i nierzadko stylistyczno-gramatyczne, z powklejanymi zdjęciami biżuterii innych artystów... włos sie jeży na głowie!
No, cóż...
Można by dużo jeszcze powiedzieć, ale nie ma takiej potrzeby, gdyż wszystko, co najważniejsze, zostało przez Ciebie opisane. Gratuluje Ci i życzę, aby książka szybko znalazła się u wydawcy i na księgarnianych półkach, a co najważniejsze - w rękach czytelników
Warszawa, dnia 30 stycznia 2011 r.
Agnieszka Bartosik