Wczoraj zdarzyła mi się dość dziwna i jak dla mnie zastanawiająca rzecz. Wracając do domu po drodze wpadłem do miejsca, gdzie jeszcze stoją moje ule. Chciałem sprawdzić czy jeszcze tam stoją
a przede wszystkim chciałem sprawdzić, czy w jednej z rodzin z której mi uciekła rójka jest jej córka i czy może już czerwi. Według kalendarza to już od kilku dni powinna, ale pogoda była kiepska, poprawiła się dopiero w niedzielę. Chciałem wsadzić pająka w jeden z otworów w powałce, podnoszę korek, razem z małą bródką pszczół, potrząsam żeby spadły a tu moje zdziwienie, w tym kłębiku siedziała moja matka, chciałem złapać, ale oczywiście mi uciekła, przekopałem ul, ale nie znalazłem. To była dorodna matka rojowa, pszczoły spokojne, a ona już była zbyt gruba żeby lecieć, więc może się unasienniła. Jaj jeszcze brak. Ale dziwi mnie, że matka zeszła z plastrów i weszła do najcieplejszej części ula (a było ok 30 stopni) i tam sobie siedziała spokojnie. Ja o czymś podobnym nie słyszałem, to normalne, możliwe???