Postępowanie z czerwiem trutowym artykuł z PASIEKI
Przeczytałem z dużym zainteresowaniem artykuł pana dra inż. Macieja Winiarskiego opublikowany w „Pasiece” nr 5/2008 pod tytułem „Czy warto niszczyć czerw trutowy”. Zakres przeprowadzonego eksperymentu badawczego był naprawdę imponujący, godny podziwu. Trwał 8 lat i obejmował 74 rodziny w ulach wielkopolskich. W 64 wycinano co tydzień w całym gnieździe wszystek kryty czerw trutowy, bez stosowania ramki pracy.
Przypuszczam, że te zabiegi trzeba było wykonywać w każdym roku przez 2 miesiące, a objęto nimi tak wiele rodzin nie tyle z potrzeb doświadczalnictwa, co w myśl często spotykanych zaleceń w literaturze pszczelarskiej, aby obok chemicznej walki z warrozą stosować w pasiece również wycinanie zasklepionego czerwia trutowego.
W świetle zakresu przeprowadzonych doświadczeń nie widzę żadnych podstaw do zakwestionowania uzyskanego wyniku, że wycinanie czerwia trutowego obniża w przekroju wielu lat uzysk miodu towarowego z rodziny średnio o 9,1 kg, to jest 35,1%. Wynika stąd prosty wniosek, aby czerwia trutowego nie wycinać, co z pewnością zaakceptują liczni pszczelarze, gdyż zabieg ten jest pracochłonny i niezbyt przyjemny.
Według mnie, w cytowanym artykule brakuje oceny, co złożyło się na tak zaskakujący wynik eksperymentu. Chętnie spróbuję autora w tym zastąpić. Mogło się tu skumulować kilka przyczyn:
1. Każde rozbieranie ula wielkopolskiego po to, aby uzyskać dostęp do ramek gniazdowych znajdujących się w dolnym korpusie wpływa niekorzystnie na mikroklimat ula, to jest temperaturę, wilgotność, skład chemiczny i zawartość różnych mikroelementów, takich jak feromony i innych, nadających powietrzu ulowemu tak przyjemny aromat. W literaturze pszczelarskiej zaleca się ograniczenie częstotliwości otwierania uli do naprawdę niezbędnego minimum, twierdząc, że każde powoduje dwudniowe zakłócenie normalnej pracy pszczół, w tym również zbierania nektaru. Dwa dni z siedmiu to ponad 25% łącznego czasu pracy pszczół. Duży wpływ tego czynnika na zbiór miodu wydają się potwierdzać wyniki z poszczególnych lat. Straty miodu, zarówno w kilogramach jak i w procentach były wyższe w latach 1987, 1992 i 1994, kiedy zbiory były ponadprzeciętne. Kiedy nie ma pożytku, rozbieranie ula nie zmniejszy dopływu nektaru.
2. Pszczoły szybko odbudowują wycięte fragmenty plastra trutowego. W tym celu zwiększają produkcję wosku. Na wytworzenie 1 kg wosku pszczoły potrzebują 3,2-3,5 kg miodu. Według informacji zawartych w książce „Hodowla pszczół” (praca zbiorowa, PWRL, Warszawa 1983, wyd. IV) dodatkowa produkcja wosku w rozsądnych granicach nie obniża zbioru miodu. Niemniej uważam, że niepotrzebnie odrywa pszczoły od innych czynności w ulu.
3. Przypuszczam, że reakcja pszczół na wycinanie czerwia trutowego jest podobna jak na wycinanie mateczników: wycięcie pierwszych dwóch czy trzech mateczników względnie zaczerwionych miseczek matecznikowych powoduje, że po siedmiu dniach pojawia się ich znacznie więcej na obrzeżach plastrów, a siedem dni po kolejnym wycięciu wszystkich mateczników jest ich już kilkanaście lub nawet ponad 20, wśród nich również mateczniki ratunkowe w polu plastrów. Bez wycinania mateczników byłoby ich w normalnej rodzinie tylko kilka. Podobna reakcja pszczół na wycinanie czerwia trutowego może spowodować maksymalne przyspieszenie budowy komórek trutowych w różnych możliwych miejscach ula i niezwłoczne zaczerwienie wszystkich dostępnych matce, a nawet przeróbkę wstawionej węzy pszczelej na trutową. W konsekwencji rodziny te żywią w ciągu roku znacznie więcej larw trutowych niż rodziny testowane.
Byłoby ciekawe, przynajmniej orientacyjne, porównanie łącznej powierzchni plastrów czerwia trutowego, wychowanego w ciągu roku w testowanej grupie 10 rodzin pszczelich, w których nie wycinano trutni z łączną powierzchnią wyciętych plastrów z trutniami w innej, wybranej grupie 10 rodzin mających na początku doświadczenia w przybliżeniu taką samą ilość komórek trutowych i podobną siłę. Różnica przeliczona na pełne plastry wielkopolskie pomnożona przez 2,5 kg miodu zużywanego na wykarmienie czerwia w jednym plastrze dałaby informację, ile miodu utracono z powodu zwiększonej ilości wyżywionych larw trutowych.
Był okres w mojej działalności pszczelarskiej, kiedy stosowałem ramkę pracy i również wycinałem wszystkie skupiska krytego czerwia trutowego w całym gnieździe w czasie przeglądu rodzin podejrzanych o chęć rójki. W moich ulach wielkopolskich z trzyściennymi korpusami gniazdowymi wycinanie trutni w ramce pracy było bardzo łatwe: wystarczyło zdjąć tylną pokrywę korpusu, wyjąć oszklony zatwór i bez wyjmowania ramki pracy można było z niej wyciąć dowolny płat trutni, co ułatwiała również poprzeczka wmontowana do tej ramki w połowie wysokości. Do wycinania trutni w całym gnieździe nie zdejmowałem z ula wyżej położonych korpusów i niskiej nadstawki, lecz wyciągałem wszystkie ramki gniazdowe na płozach do przystawki przeglądowej zawieszonej z tyłu korpusu. Szczeliny międzyramkowe zakrywałem beleczkami kładzionymi na kant. Pszczoły w pozostałych korpusach nawet nie zauważyły tych ingerencji. Loty pszczół w czasie zabiegów wycinania trutni i po nich były normalne, niezakłócone, a mikroklimat ula pozostał prawie nienaruszony. Między innymi dzięki temu wycinanie czerwia trutowego raczej nie obniżało zbiorów miodu, które wynosiły u mnie w ciągu 7 lat średnio 63 kg z każdego ula produkcyjnego.
Mimo to zrezygnowałem w ostatnich latach z ramki pracy i wycinania trutni. Od czasu wprowadzenia późnojesiennego zwalczania warrozy spaleniem jednej pigułki apiwarolu zauważyłem, że przy kontroli stopnia porażenia przez Varroa krytego czerwia trutowego w maju i czerwcu następnego roku trudno było znaleźć te pasożyty. Ponieważ współczynnik rozmnażania Varroa w czerwiu trutowym jest prawie dwa razy wyższy niż w czerwiu pszczelim, postanowiłem zastąpić wycinanie czerwia trutowego maksymalnym ograniczeniem jego ilości w ciągu roku, aby pasożyt rozmnażał się w miarę możliwości raczej tylko w czerwiu pszczelim. W tym celu ramkę pracy zastąpiłem węzą obecną od połowy kwietnia do końca czerwca na skraju korpusu, w którym czerwi matka lub jest otwarty czerw. Zaniechanie odbudowy węzy traktuję jako wejście rodziny w nastrój rojowy.
Kiedy przez szkło zatworu widzę, że pszczoły przerabiają fragmenty węzy pszczelej na plaster trutowy, zdrapuję nożem ciepłe jeszcze komórki trutowe aż do powierzchni węzy, na której nadal widoczne są zaczątki komórek pszczelich. Zdarzało się, że ponowna odbudowa węzy była już pszczela. Sporadycznie pozwalam z czystej ciekawości na wychów i zasklepienie niewielkiego płata czerwia trutowego na takiej ramce, aby po jego wycięciu sprawdzić, czy i w jakim stopniu czerw jest porażony warrozą. Taką węzę wycofuję z użytku i wymieniam na inną. Nie spotkałem się z przeróbką odbudowanego plastra pszczelego na trutowy. Jeżeli w czasie przeglądu gniazd napotykam plaster z nadmierną ilością komórek trutowych na jego obwodzie, również wycofuję go do miodni. Każda rodzina odbudowuje rocznie ponad 10 ramek węzy, co umożliwia wyposażenie w końcu lipca przyszłego gniazda zimowego w ramki raz lub dwa razy przeczerwione z idealnym stanem plastrów bez gniazd komórek trutowych. Nie mam potrzeby oszczędzania węzy, gdyż nieskażoną środkami chemicznymi i niezafałszowaną wykonuje dla mnie bardzo tanio znajomy pszczelarz z powierzonego wosku, którego mam duży nadmiar w stosunku do potrzeb dzięki wysokim zbiorom miodu.
Na dzień dzisiejszy moją dewizą w sprawie trutni w ulu jest więc całkowite zaniechanie wycinania czerwia trutowego, połączone z wykorzystaniem wszystkich możliwości ograniczenia ilości komórek trutowych w gnieździe, aby ich było jak najmniej, a warroza rozmnażała się w miarę możliwości tylko w komórkach pszczelich. Ramkę pracy zastąpiłem ramką z węzą. Moim zdaniem niewielka ilość trutni wychowana w komórkach na obrzeżach plastrów gniazdowych jest w rodzinie potrzebna, aby pszczoły nie wpadały w niepotrzebny stres na skutek braku trutni i mogły się spokojnie zajmować zbieraniem nektaru. Wszystkie trutnie, które wygryzły się w środkowym korpusie gniazdowo-miodowym, w którym matka czerwi od końca kwietnia i w górnym korpusie miodowym, do którego przekładam zaczerwione ramki, zmuszone są przy pierwszym oblocie przejść do korpusu dolnego, gdyż na małym wylotku tych korpusów są założone otwarte rojołapki o uproszczonej konstrukcji, a do dolnych powierzchni wspomnianych korpusów zamocowane są stale kraty odgrodowe. Pszczoły wracające z oblotu i z wziątkiem wchodzą do ula tylko przez dolny korpus, mają więc kontakt z wszystkimi trutniami.
Pozostają otwarte pytania, jaka minimalna ilość trutni jest konieczna w rodzinie i czy skumulowanie mniejszej ilości trutni w korpusie dolnym ula wystarczy, aby pszczoły nie odczuwały dyskomfortu i poczucia zagrożenia z powodu znacznego zmniejszenia liczby trutni przypadających na każde 100 pszczół w ulu. Odpowiedź na to pytanie można uzyskać tylko doświadczalnie w większej pasiece niż moja.
Alojzy Toma
|