Wczoraj byłem w pasiece chorego pszczelarza. Zastępuje go były pracownik pszczelarza, bawiący się w podbieranie miodu już z 5-6 lat, a sam pszczelarz jest obłożnie chory od roku. Pasieka 14 uli, 10 z pszczołami, same warszawiaki.
Muszę przyznać, że się trochę załamałem na miejscu, myślałem, że to dużo lepiej wygląda.
Stare aż czarne ramki, z powyciąganymi drutami, w magazynku osyp ze starych ramek po motylicy, jakoś nie widać działań przeciw warrozie. W ulach też nie najlepiej, jeden przedrojowy mateczników z 15 sztuk, dwa słabiutkie, w tym jednym czerwiu jak na lekarstwo, a facet nie umie łączyć pszczół, ani nie zamierza dać nowej matki, czyli rodzina raczej na straty, jeśli nic nie zrobi. O przekładaniu czerwiu czy ramek z miodem nawet nie pomyśli. Na wiosnę padły 3 rodziny, już po przezimowaniu, co też źle świadczy, a teraz główny pożytek się kończy, bo rzepak już przekwita, i będzie tylko gorzej. Jakiś mają durny układ pracownik bierze połowę odwirowanego miodu i jeszcze narzeka, że to mu się nie opłaca, bo przedtem miał jeszcze dodatkowo płacone za opiekę nad pasieką. Ma takie podejście, że zostawi jeden matecznik, najwyżej zrobi się rójka i część pszczół wyjdzie i nie będzie problemów. Prace sprowadzają się tylko podbierania miodu, niszczenia mateczników i ewentualnie coś jeszcze, jeśli już naprawdę trzeba, nie jest to prawdziwy gospodarz. Coś sugerował, że przyjdzie za tydzień, może jakoś go sumienie ruszyło?
Kilka razy się mnie pytał czy ja nie mam przypadkiem swojej pasieki i, w domyśle, czy go sprawdzam.
Czytanie literatury ze zrozumieniem jest jednak ważne.
Porozmawiać z właścicielem będę musiał, bo to brat dobrej znajomej. Nie wiem jednak jak to zrobić, żeby facet nie dostał zawału.