Pięknie kwitnie mi mój sad przydomowy. O dziwo moje dziewuszki pędzlują kwiaty jabłoni jak wsciekłe, pewnie dlatego, że rzepak z powodu suszy za bardzo nie chce nektarować. No ale ad rem.... Przypomniała mi się rozmowa przeprowadzona w sadownikiem profesjonalnym, gospodarującym na 10ha intensywnego sadu jabłoniowego. Od słowa do słowa zeszliśmy na temat pszczół i o dziwo ów sadownik stwierdził, że jemu w sadzie pszczoły są absolutnie zbędne, wręcz niepożądane! O żadnym zaproszeniu dla pszczelarza mowy nie ma, a o płaceniu za usługę tym bardziej. Więc ja mu książkowo, że przecież lepsze zapylenie, krzyżowe, pewniejsze zapłodnienie. On na to, że i tak ma zapłodnienie bezproblemowe, bo i tak po opadzie czerwcowym musi ręcznie przerzedzać zawiązki, więc im owoców mniej tym lepiej, zatem po co mu pszczoły? Pewnie naturalnych, innych - nie tylko pszczoły - zapylaczy ma wystarczającą ilość, ale chodzi mi o to, że to co nam wydaje się oczywiste i korzystne, w rzeczy samej dla innych może być nieprzydatne. Wydaje mi się, że pszczoły są niezbędne tam gdzie plon zależy bardzo wymiernie od zapylenia - migdały, jagodniki, rzepak, gryka itp. Tam gdzie dokonuje się przerzedzania zawiązków tam pszczoły nie brylują na salonach, nie wspominając o plantacjach np mandarynek bezpestkowych, gdzie wręcz pasieki w jakimś tam pasie są zabronione.
Pozdrawiam Beeskit
|