Witajcie ponownie!
W swojej wypowiedzi w sprawie obmyślanego przez „pasieczna” „zimnego ula” próbowałem wywołać dyskusję na temat tego pomysłu, oceniając go krytycznie na tle posiadanego ula marzeń, to jest ulepszonego ula wielkopolskiego. Wyszło jak zawsze – wszystkie dotychczasowe odpowiedzi nie dotyczą podrzuconego tematu. W pierwszej z nich zostałem skrytykowany za to, że na prośbę pewnego pszczelarza o przedstawienie mojego zdania o ulu SABARDA napisałem negatywną opinię o tym ulu. Dowiedziałem się też o złej ocenie mojego „ula marzeń”. Ustosunkuję się do tych uwag po kolei: w dniu dzisiejszym w sprawie ula SABARDA, po kilku dniach przedstawię możliwe przyczyny negatywnego zdania o moich ulach.
Poniżej powtarzam wydaną merytoryczną ocenę ula SABARDA, oczywiście na tle budowy i własności mojego ula, aby czytelnicy mogli ocenić moje racje.
Oryginalny jest pomysł dogrzewania wnętrza ula w zimniejszym okresie roku promieniami słonecznymi przez cienką, nieocieploną ścianę południową, wykonaną z drewna o grubości 8 mm o ciemnej barwie, aby nie odbijała promieni słonecznych. Powietrze ogrzane przez ścianę promieniami słonecznymi płynie z dołu do góry i dalej do gniazda. Po zachodzie słońca cienka ściana szybko stygnie i zaczyna chłodzić powietrze w przylegającej części gniazda pszczelego. Wtedy ciepłe powietrze o najwyższej wilgotności z górnej powierzchni gniazda zaczyna spływać wzdłuż tej najchłodniejszej ściany ula w dół. W miarę schładzania powietrza rośnie jego wilgotność względna i nawilżenie cienkiej ściany. Jeżeli ochłodzi się do temperatury rosy, na cienkiej ścianie wytrąca się z niego woda, która dodatkowo zwiększa przewodnictwo cieplne ściany i powoduje jeszcze szybsze chłodzenie. W przypadku ujemnej temperatury zewnętrznej narasta na wewnętrznej powierzchni ściany od dołu coraz grubsza warstwa szronu do czasu ponownego wystąpienia słonecznego dnia. Wtedy szron topnieje, woda spływa do dennicy, następuje ogrzanie i osuszenie cienkiej ściany, a powietrze znowu zaczyna krążyć przy ścianie z dołu do góry.
Przypuszczam, że wykraplanie się wody na cienkiej ścianie skłoniło autora do wykonania w jej górnej części dwóch otworów o średnicy 4 mm po to, aby ciepłe i wilgotne powietrze z górnej części gniazda wypływało na zewnątrz a nie spływało w dół. Jednak to powoduje, że w słoneczne dni powietrze nagrzane na cienkiej ścianie wypływa przez te otwory na zewnątrz zamiast ogrzewać gniazdo.
Jaka może być reakcja pszczół na stworzoną sytuację? Pszczoły nie lubią bezpośredniego wpływu czynników zewnętrznych na parametry i ruchy powietrza w części ramkowej ula. Starają się temu zapobiegać. Chcą utrzymywać optymalne parametry powietrza w ulu jak najmniejszym wysiłkiem. W tym celu kitują w jesieni wszystkie szczeliny poza wylotkiem, również górne otwory wentylacyjne, którymi niektórzy pszczelarze próbują im dogodzić. W zimie ruch powietrza w dobrze uszczelnionym ulu powodują tylko różnice temperatury i składu chemicznego powietrza w różnych miejscach gniazda. Na ten ruch wpływają pszczoły bardzo małym nakładem tylko pośrednio przez zmiany zagęszczenia w kłębie i zużycia węglowodanów. Na przedwiośniu, kiedy trzeba podnieść temperaturę w środkowej części gniazda do 35 st. C, bierna regulacja stanu powietrza już nie wystarcza i wtedy pszczoły włączają się czynnie do wentylacji ula.
Wiadomo, że matka nie zaczerwi tej przestrzeni gniazda, w której pszczoły nie są w stanie utrzymać stałej temperatury 35 st. C. Dlatego nie lubią przeciągu, spowodowanego czynnikami zewnętrznymi, na przykład górnymi otworami wentylacyjnymi. Przeciąg powoduje niepotrzebny, nadmierny przepływ powietrza o zmiennej, przeważnie niskiej temperaturze przez gniazdo, któremu pozimowa, mała liczba pszczół w ulu nie jest w stanie przeciwdziałać. Przypuszczam, że z tego powodu matka w ulu SABARDA długo nie zaczerwia dwóch plastrów, przylegających do ściany południowej.
Jak temu zaradził autor nowego ula? Zwiększył pojemność gniazda przez zwiększenie liczby ramek do 11 i ich wymiarów do 40 x 31,5 cm. Zgadzam się, że gniazdo zimowe składające się tylko z ramek wielkopolskich o wysokości 26 cm jest za niskie. Dlatego w moim „ulu marzeń” zimuję pszczoły zawsze w 11-ramkowym, trzyściennym korpusie gniazdowym, nakrytym niską nadstawką z typowymi ramkami wielkopolskimi. Ponad połowa pokarmu zimowego znajduje się w zasklepionej nadstawce.
Moim zdaniem zastosowanie innego wymiaru ramek tylko w korpusie dolnym stanowi niezwykłą i niepotrzebną komplikację gospodarki w pasiece. Brak mi wyobraźni na dociekanie, w jaki sposób właściciel takiego ula zapewnia niezbędną, coroczną wymianę wszystkich plastrów, na których zimowały pszczoły bez obawy, że resztki pokarmu zimowego dostaną się do miodu, zwłaszcza gdy dowiaduję się, że każda rodzina dostaje na zimę 15 kg cukru. Mam też zawsze silne rodziny, dostają na zimę po 14 kg pokarmu. Do kwietnia zużywają z tego przeważnie 10 kg. Pozostałe 4 kg wyjmuję z ula na wiosnę do magazynu w ramach wymiany cienkich ramek nadstawkowych na pogrubione do 35 mm i zwracam pszczołom w końcu lipca tuż przed szybkim nakarmieniem ich dużymi dawkami na zimę.
Uważam również, że proponowane zwiększenie wysokości dennicy z 10 do 16 cm z otwarciem drugiego wylotka po przeciwnej stronie nie usunie wad dotychczasowej, dość płytkiej dennicy. Nadal zalecane przez autora podkładanie pod korpus gniazdowy nadstawki wielkopolskiej będzie poprawiało warunki zimowania silnych rodzin. Przed wymianą dennicy proponuję zapoznać się z głęboką, czterościenną podstawką o wysokości 27 cm, zastosowaną w moim „ulu marzeń”, która zastępuje dotychczasową dennicę i podstawkę słupkową. Umożliwia bezprzeciągową klimatyzację powietrza ulowego w zimie i utrzymanie go w stanie suchym mimo hydrofobowych, nie nasiąkających wilgocią ścian ula. Szczegółowy opis budowy i zastosowanej klimatyzacji znajduje się w czwartym wydaniu książki „Moja pasieka”, którą mam jeszcze do sprzedaży oraz w wielkim skrócie również w wydrukowanej już broszurze – aneksie do tego wydania.
Zgadzam się z autorem, że jednym z warunków uzyskania wysokich zbiorów miodu jest korzystanie tylko z bardzo plennych matek. Też hołduję tej zasadzie, jednak nie wierzę, że stałe przebywanie matki w powiększonym o 60% korpusie dolnym w porównaniu z korpusem wielkopolskim umożliwi pełne wykorzystanie nawet średnio plennej matki. Ten problem rozwiązałem w prosty sposób, dodając do ula wielkopolskiego, składającego się z dwóch korpusów i nadstawki trzeci korpus. Dzięki niemu w łatwy sposób udostępniam matce przez cały okres kalendarzowej wiosny, średnio co 21 dni, czyli czterokrotnie co najmniej 50000 pustych komórek do zaczerwienia, ogółem ponad 200000. Matka może zaczerwiać około 2500 pustych komórek każdego dnia. W rzeczywistości nieco mniej, gdyż w nich pszczoły składają również część nektaru i miodu, a w drugiej połowie czerwca prawie wszystek pyłek. Pszczół w moich ulach jest tyle, że zasiedlają w normalnym zagęszczeniu wszystkie 3 korpusy z nadstawką.
Niestety nastała moda na wprowadzanie do pasiek „mało rojliwych” matek. Łatwo je wyhodować, dobierając do tego matki z podgatunków lub ras mało plennych. Im mniejsza plenność matki, tym słabsze rodziny, a im słabsze, tym mniej skłonne do rójki, gdyż w normalnych warunkach do wydania roju potrzeba w ulu około 40000 pszczół. Skutkiem ubocznym takiego hodowlanego doboru jest konieczność pobudzania matki do czerwienia różnymi pracochłonnymi sposobami, jak wiosenne odsklepianie pokarmu w plastrach gniazdowych, częste podkarmianie małymi dawkami, podawanie ciasta itp. Zamiast korzystania z mało plennych matek i dodatkowego ograniczania ich czerwienia różnymi sposobami wybieram plenne matki i utrzymuję stale bardzo silne rodziny. Nastrój rojowy jest w nich stanem naturalnym, który eliminuję szybko i skutecznie w sposób opisany w książce.
W wydanej opinii pominąłem celowo informacje autora o plenności matki, wynoszącej według niego 3500 do 4000 jajeczek dziennie, o „piorunującym starcie wiosennym” i innych podobnych rewelacjach, gdyż uważam je za nieprawdopodobne. Uważam, że nieśność matek w ulach SABARDA jest znacznie niższa, co potwierdza fakt, podany przez autora, że mimo niestosowania kraty odgrodowej wystarczy jej stały pobyt tylko w niewielkim, dolnym korpusie. Gwałtowny rozwój wiosenny nie znajduje też odbicia w zbiorach miodu, wynoszących według autora 40 kg z pnia. Mając kilka pożytków towarowych w ciągu roku, możliwych przy praktykowaniu wędrówek, jest to mizerny wynik. Mam też dobre pożytki. Nie czynię tajemnicy z moich zbiorów miodu. W pierwszych 12 latach, kiedy miałem ule wielkopolskie, składające się z dwóch korpusów i nadstawki, mój średni zbiór miodu z pnia wynosił 37,5 kg. Po zwiększeniu uli do 3 korpusów z nadstawką, co umożliwiło pełne wykorzystanie plenności matek, średni zbiór w ciągu następnych 7 latach wynosił 63 kg, a w ostatnich 3 latach już nieco ponad 100 kg z pnia. Od trzech lat stosuję nowy sposób klimatyzacji powietrza ulowego w zimie i lepiej wykorzystuję rodzinki pomocnicze w ulu dziesięcioulikowym. Do tak wysokiego, średniego zbioru miodu w ostatnich trzech latach przyczynił się również wyjątkowo korzystny rok 2010, w którym z posiadanych już tylko dwóch rodzin produkcyjnych uzyskałem średnio po 132 kg miodu.
Czy moje ule nadają się do pasiek wielkotowarowych tak jak ule SABARDA? Łatwiej jest wyjeżdżać na pożytek mniejszymi ulami i słabszymi rodzinami. Wiadomo, że rodziny słabe nie wpadają w nastrój rojowy, a jeżeli pszczelarz zauważy, że mimo to się pojawił, osłabia je celowo tworzeniem zwykłych odkładów. Moim zdaniem byłoby korzystniej trzymać połowę mniej rodzin bardzo silnych niż na przykład 260 rodzin słabych.
z pozdrowieniem
Alojz
P.S: cenię ludzi, którzy dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem, ale nie traktuję ich jak „święte krowy”.
|