Witam
Idą święta. Długo myślałem i w końcu doszedłem do wniosku, że warto zamieścić artykuł o ulu Ostrowskiej. Nie znam autora - ale ten materiał w połowie lat dziewięćdziesiątych był ogólnie dostępny w internecie. Treść którą zawiera jest doskonała !!! Potwierdza w całej rozciągłości dorobek naukowy SP DR WANDY OSTROWSKIEJ. Ja pod tym podpisuję się dwiema rękami.
Więc Coś pod choinkę
Radości z Bożego Narodzenia
25 LAT Z ULEM OSTROWSKIEJ W BESKIDACH.
UWO – „made in Japan” J
W roku 1978 w nr 2 „Pszczelarstwa” ukazał się pierwszy artykuł
dr Wandy Ostrowskiej z cyklu artykułów o wspólnym tytule „10 lat doświadczeń z
ulem wielokorpusowym”. W tym czasie miałem za sobą już przeszło 15 lat
dziecięcej i młodzieńczej fascynacji pszczołami, w kościach gospodarkę w kilku
słowianach z boku dostępnych a później w 4 ulach warszawskich poszerzonych i
rozglądałem się za czymś, w czym mógłbym gospodarzyć trochę na większą skalę niż
do tej pory. Artykuł W. Ostrowskiej spadł mi więc jak z nieba, proponowany
przez nią ul miał powab nowoczesności i czegoś, czego jeszcze przynajmniej w
naszych stronach nie znano. Postanowiłem tedy spaść z dobrego konia i w
przyzakładowym warsztacie stolarskim /takie to były czasy-za zgodą przełożonych
można było/, pod okiem stolarzy wykonałem 5 szt. kompletnych tych uli, dokładnie
wg szkiców podanych przez W. Ostrowską. Ule te, dość późno, bo w lipcu
zasiedliłem z trudem w tym czasie zdobytymi rójkami naturalnymi. Z czasem
kupiłem parę podstawowych maszyn stolarskich i doszedłem do własnego warsztatu,
gdzie tych uli do tej pory wykonałem ok.150-zresztą dokładnie nie wiem ile, bo
tylko pierwsze 10 robiłem jako komplety, później już zimami robiłem a to
korpusy, a to dennice , daszki, czy inne oprzyrządowanie. Obecnie mam ich ok.120
z tego zasiedlonych stale ok.100 szt. w sezonie. W czasie „dorosłego”
pszczelarzenia innych uli nie miałem i po dziś nie mam.
JAK GOSPODARUJĘ.
Najprościej jak to jest możliwe. Związane jest to z tym, że nigdy dla pszczół
nie miałem wystarczająco dużo czasu, pracowałem zawodowo i to na jedna zmianę,
od 7 do 15. Dla pszczół zostawały popołudnia, potem wolne soboty i niedziele.
Ale, aby to co piszę niżej, dla osiągnięcia określonego celu miało zarysy
logiki, sprecyzujmy parę rzeczy:
- pasieka stacjonarna, 3 stanowiska w promieniu 10 km od miejsca
zamieszkania nastawiona wyłącznie na pozyskiwanie miodów spadziowych, głównie z
jodły i
świerka. Ewentualne przemieszczenia uli i pszczół tylko w obrębie
tych stanowisk.
- szczyt rozwoju rodziny – ok.1 czerwca, bez ograniczania matek w całym
sezonie,
tzn. matka ma stale do dyspozycji 2 korpusy pod kratą.
- rasa pszczół; carnica –linia wiodąca troiseck z rodów później
rozwijających się oraz beskidka z hodowli p. J. Kubeczka
- zabieranie pszczołom tylko nadwyżek miodu a nie każdej kropli, która
zaświeci się w ulu.
- wykonywanie tylko tych czynności, których żadną miarą ominąć się nie
da.
No więc zacznijmy od wiosny. A właściwie od końca zimy. Pasieki stoją w górach,
gdzie pół metrowe pokrywy śniegu są normą, a i metrowe nikogo tu specjalnie nie
dziwią. Spodziewając się oblotu najważniejszą czynnością przed jego początkiem
jest odkopanie uli ze śniegu. Chodzi o to, że wylotki główne są przy dennicy, a
więc przeważnie poniżej linii śniegu, idące na oblot pszczoły masowo mogą ginąć
właśnie w nim, a i powrót do ula jest wysoce utrudniony. Jeżeli to mam zrobione,
to jestem spokojny o oblot i moja obecność w pasiece w tym dniu nie jest
konieczna. Jeżeli zimowla przebiega normalnie i tylko na cukrze, to nie dokonuję
czyszczenia dennic po oblocie, gdyż z reguły pszczoły osyp usuną same w
przeciągu jednego, dwu dni. Inaczej jest, gdy zimowla ma przebieg ciężki,
spracowane wrześniową spadzią pszczoły zimują na dużej jej domieszce, a na
dennicy leży gruba warstwa pszczół, wówczas pszczoły oczyszczą tylko wylot, z
resztą się nie uporają. Odejmowane dennice czyszczę jak wszyscy i wypalam
palnikiem gazowym. Przed oblotem dennic nie czyszczę nigdy. Dlatego, że przy
ciężkiej zimowli /a takich tu jest więcej/, pszczoły z wypełnionym jelitem
grubym do kresu wytrzymałości, mogłyby zostać sprowokowane do oblotu w wybitnie
niekorzystnych warunkach atmosferycznych, lub „oblecieć” się w ulu.
Do pszczół nie zaglądam całe przedwiośnie i wczesną wiosnę. Nie ma tam czego
szukać. Poszczególne pnie oceniam na wylotku, w ciepły, pogodny dzień. Przy
pewnej wprawie, można bezbłędnie wytypować bezmatka, po nasileniu lotów i
noszeniu pyłku siłę rodziny. O zapasy jestem spokojny, przyśpieszaniem rozwoju
nie jestem zainteresowany, bo mi on jest niepotrzebny. Żadnych przestawień
korpusów w tym czasie nie stosuję, wprost przeciwnie, uważam to za szkodliwe dla
rozwoju rodziny. Rozerwanie kłębu pszczół i zepchnięcie ramek z czerwiem w
najgorsze z możliwych miejsc tj. naprzeciw wylotu, tuż przy dennicy przynosi
więcej szkód niż pożytku.
Pierwszego wglądu do uli dokonuję w czasie, gdy okoliczne góry zabielą się
kwiatem kwitnącej dzikiej czereśni, a mniszek jest już gotowy do startu. Jest to
szybki przegląd, polegający na wglądzie do ula i wyciągnięcia skrajnej ramki.
Przeważnie na następnej jest już czerw. Kończy się czas przyjemnego
leniuchowania, zaczyna praca. Po kilku dniach usuwam górne maty i wkładam w
miejsce po nich 3 ramki w tym co najmniej jedną już z węzą. Po tygodniu dokonuję
przestawienia korpusów /jest początek maja/, dolny z matami idzie na górę, maty
usuwam, w ich miejsce w środek piękna ramka do czerwienia,2 ramki węzy po
bokach. 15 maja uważam za górną granicę bezpieczeństwa, po której to dacie
spodziewam się już rójek. Jest to też moment dodawania trzecich korpusów, które
przygotowuję w pracowni. Korpusy te w ciągu jednego dwu dni daję w całej pasiece
/oczywiście tam, gdzie dać trzeba, słabszym rodzinom, których zawsze trochę się
trafi nie daję/-jeżeli jest pogoda w środek, jeżeli, jak w tym roku jest zimno i
deszczowo na wierzch, jako trzeci. Bez kraty, bez wyszukiwania matek. Cel
główny- nie dopuszczenie do nastroju rojowego do początku czerwca. Bowiem z tą
datą rozpoczyna się u nas pożytek wczesnoletni / kruszyna, malina, akacja,
koniczyna biała, łąki /i oczywiście w czerwcu jest już możliwa spadź na świerku.
Po tygodniu od dodania trzecich korpusów następuje okres, którego najbardziej
nie lubię tj. sprawdzanie rodzin pod kątem nastroju rojowego. Jeżeli korpus
został dodany na górę, przestawiam go jako drugi i daję kratę, z reguły jest w
nim matka i czerwi, jeżeli był dany w środek ,to na niego krata-bez wyszukiwania
matki-powinna w nim być. W następnym przeglądzie przeciwrojowym należy już
dokładnie sprawdzić korpusy górne pod kątem obecności matki, jeżeli tam została
przymknięta, to ją przenieść pod kratę. I znów, przy pewnej wprawie jeden rzut
oka na kondygnacje górną pozwala stwierdzić obecność matki nad kratą. Zaś jej
znalezienie na 10 ramkach, powiedzmy w 10 ulach, to przecież nie szukanie na
dwudziestu i we wszystkich. W każdym bądź razie, na koniec czerwca mają czekać
na wszystkich ulach puste, górne korpusy /już nawet bez czerwiu/ na spodziewaną
spadź jodłową. Jeżeli jest pogoda, po mniszku, sadach i jaworach może pojawić
się miód wiosenny- wówczas zabieram na miodarkę tylko pojedyncze plastry całe
wypełnione i zasklepione; z 80 uli daje to i tak ze 100 l miodu, więcej nie
potrzebuję, bo na miód jasny w naszych stronach jest mały popyt, natomiast po
pożytku wczesnoletnim –jeżeli jest co w ulach, to należy zrobić normalne
miodobranie, aby ewentualny miód spadziowy z jodły był gatunkowo jednolity.
Pszczół nie dokarmiam cały sezon, chyba, że wyjątkowo niekorzystny splot pogody-
jak ma to znów miejsce w tym roku- mógłby doprowadzić pszczoły do głodu,
wówczas trzeba im pomóc. Daję wprost na ramki albo ciasto cukrowo -drożdżowe,
albo nakrapiam je pół litrem syropu. Rójka w moich pasiekach to sama poezja.
Wszystkie stanowiska są w lesie, wśród wysokich drzew, tak, że wyjście roju
równe jest jego stracie. Gdy byłem młodszy spinałem się po tych bukach,
brzozach- z czasem z coraz większym trudem, wreszcie uświadomiwszy sobie , że
nie warto się zabić za 100 zł dałem sobie spokój. Jednak jest niezwykle
deprymujące, gdy na wysokości 30 m, pod nieba błękitem wisi-czasem parę dni,
całoroczny dorobek jednej rodziny-bo to i z rójki nic i z tego co zostało w ulu
w tym sezonie przeważnie też już nic nie ma. Dlatego staram się jak mogę nie
dopuścić do wyjścia roju, pszczoły prowadzę luźno, zaś gdy stwierdzę już
zaczerwione mateczniki zabieram jedną kondygnację z czerwiem i pszczołami, w to
miejsce daję pustą z woszczyną. Przeważnie to przerywa nastrój rojowy, ale i
poważnie osłabia rodzinę- nigdy z takiej rodziny nie wziąłem tyle samo miodu
spadziowego, co z pełnosprawnej. Z zabranych kondygnacji, po odleceniu pszczół
lotnych tworzę od razu trzy korpusową rodzinę / lub sukcesywnie/, której- jak
mam pod ręką daję matkę, jak nie mam zostawiam matecznik. Rodzina taka jest
pełnosprawna już na początku lipca, i daje normalne zbiory z jodłowej spadzi
lipcowo-sierpniowej , rekompensując ewentualne straty miodu po znaczącym
osłabieniu rodziny wyjściowej. Takich rodzin, uzbiera mi się z ok.80 z
zazimowanych-10-20 szt. w zależności od nasilenia nastroju rojowego w danym
roku. Pod koniec czerwca w pasiece następuje wyciszenie, pszczoły kończą czas
godów i wesela i całą energię skupiają na zgromadzeniu zapasów na zimę. Aż
przychodzi taki dzień, że przychodzisz do pasieki, a tu jeden szum tysięcy
pszczół kierujących się w stronę lasu-to z kolei czas wesela dla pszczelarza.
Spadź na jodle! Zielonkawo – patynowe złoto południa Polski. Jeżeli trwa dwa,
trzy tygodnie- a ma ją kto przynieść, to jest to pewne 20 l z pnia, jeżeli
miesiąc, to możliwe i 30 l, od rekordzistek nawet więcej. Jeżeli wystąpi w
lipcu, w początkach sierpnia-to jest dobrze, jeżeli we wrześniu i trwa tylko dwa
tygodnie, to można z tego jeszcze wyjść bez uszczerbku, a nawet odnieść jakieś
korzyści, zaś jeśli wystąpi w październiku to jest to przeważnie tragedia, dla
pszczół i pszczelarza. Czas spadzi, to czas pszczół i nie należy przeszkadzać
im w pracy. Czas intensywnej pracy pszczelarza przychodzi po spadzi, którą z
reguły definitywnie kończy gwałtowna burza z gradobiciem i ulewą. Wówczas już na
nic nie ma czasu. Miodobranie robię, jak każdy. Najpierw korpusy z nad kraty-co
jest rzeczą łatwą i przyjemną, potem pozostałe dwa z układaniem gniazd na zimę
/7+7 maty i podkarmiaczka +paski na warrozę/ i łączenie słabszych rodzin, co
jest czynnością niezwykle uciążliwą. Karmienie odbywa się w 2 l podkarmiaczkach
ramkowych, wężem przez otwór boczny- 5 razy po 2l ciepłego syropu 3:2-razem 10 l
tj.8 kg cukru. Syrop rozlewam w pracowni do lekkich, plastikowych ,miarowych
pojemników. Ostatnie czynności to zamiana podkarmiaczki na matę i usunięcie
pasków p/warrozie oraz uruchomienie wentylacji. Tę ostatnią można uruchomić
zaraz późną jesienią lub w cieplejszy dzień stycznia. W moim przypadku polega to
na głębokim zagięciu rogów folii od strony przeciwległej do wylotu / aż do
odsłonięcia skrajnych ramek/ i dociśnięcie jej ociepleniem górnym /4 płyty
pilśniowe miękkie./ Jest to skuteczniejsza wentylacja, niż zalecana przez
Ostrowską przez boczny okrągły wylot i zupełnie wystarczająca.
MOJA OCENA ULA TYP UWO /UL WIELOKORPUSOWY OSTROWSKIEJ/
Od czego tu zacząć, gdy temat tak obszerny? No to weźmy od razu byka za rogi!:
J e s i e ń i z i m a
A w jesieni układanie pszczół do zimowli. Jak już wspomniałem jest to
najbardziej uciążliwa czynność w całym roku kalendarzowym, więcej-powiedziałbym
nawet, że jest to ten moment, kiedy odechciewa się tego ula, a nawet może
przekreślić przydatność tego ula do pasiek wielkotowarowych. Sięganie do
korpusu tuż nad dennicą, wymiana i usuwanie zbędnych ramek, wstawianie
mat-wszystko to z reguły już przy złej pogodzie i w czasie kompletnie
bezpożytkowym powoduje, że z trudem udaje się jednorazowo zrobić na gotowo 10
uli na jednym stanowisku. I trzeba wiać, nie chcąc dopuścić do totalnego rabunku
w pasiece. A tu nieraz już październik, w nocy przymrozki, zima czai się już za
progiem- natura może dać 2,3 dni pogody ładnej, ale przecież nie tygodnie. Jak z
tym uciec w liczącym wiele setek tego typu uli gospodarstwie pasiecznym? Nie
wiem, ja mam ok. setki i pracując sam, jakoś sobie jeszcze radzę, ale przy wielu
setkach bez dodatkowych ludzi nie bardzo to widzę. Powiedzmy tu od razu, że
nikt oczywiście nie zabrania zimowania w tym ulu na dwu pełnych korpusach-jak to
się robi w ulach typu Apipol, czy dadan ½. Zastosowanie przegonki za kratę,
zabranie w jednym dniu wszystkich górnych korpusów na miodarkę, w następnym dniu
podkarmiaczki górne i po zawodach. Więc pewnie spytasz Czytelniku dlaczego tak
nie robię? Bo przecież nie robię- jak napisałem wyżej ule ustawiam do zimowli
niejako ręcznie i w sposób niezwykle czasochłonny. Ano bo:
-po pierwsze: przy średniej, a tym bardziej dużej spadzi miód spadziowy jest nie
tylko w drugiej, ale i nawet w pierwszej kondygnacji /tej nad dennicą/ i trzeba
go usunąć. Nie tyle z powodów merkantylnych /choć też/, co z troski o pszczoły.
Raz, z powodów pogodowych zostawiłem 20 rodzin na czystej spadzi w gnieździe.
Padło 14.
-po drugie: nie jest mi dane rozkoszować się siłą i kondycją rodzin pszczelich
jaką po lipie dysponują koledzy z nizin i czasem, jakim dysponują oni na
przygotowanie do zimy. Ja, po spadzi mam niestety przetrzebioną i przede
wszystkim spracowaną już załogę. Aby przezimowała muszę jej zapewnić wyższe od
przeciętnych warunki zimowania i jak najmniej utrudzić jeszcze konieczną
przeróbką syropu cukrowego.
-po trzecie: może mniej istotne ale: ul ma ściany boczne nieocieplone, dodane
maty boczne ocieplają ul już ze wszystkich stron, oraz: z długoletnich
obserwacji zauważyłem, że tak zabezpieczona rodzina pszczela jest mniej podatna
na ataki kun i dzięciołów /pasieki stoją w lesie i mają w zimie rozlicznych
wielbicieli/. Wygląda na to, że zwierzęta te mają zdolność wyczuwania jak daleko
jest do kłębu pszczół i przy grubej izolacji tracą nadzieję na możliwy posiłek.
-pofilozofujmy: powszechnie wiadomym jest, że najlepsze ule do zimowli to ule
warszawskie, w tym warszawski poszerzony o ramce wąskowysokiej. Powszechnie
wiadomym jest również, że w naszej rzeczywistości 2 kg rój pszczół /a takie ja
mam przeważnie, a nawet słabsze/, tworzy kłąb zimowy /kulę/ o średnicy góra 25
cm. Prawie w każdej książce pszczelarskiej jest to narysowane i pokazane jak
układa się w różnych ulach ta kula, ile zajmuje ramek, powierzchni tych ramek i
jak na tych ramkach rozkładają się zapasy /i ile/ podane na zimę. Zazimowanie
więc pszczół w ulu UWO na dwu pełnych kondygnacjach daje gniazdo zimowe co
najmniej raz za duże, zmusza do prawie podwojenia dawki pokarmu na zimę, czyni
ul „chłodniejszym”, nie ocieplone boczne ściany ulec mogą zawilgoceniu a
przylegające do nich, nie obsiadłe plastry zapleśnieniu. Dlatego pójście na tę
ww. łatwiznę zdecydowanie wykluczyłem w swoim gospodarzeniu i z mozołem układam
gniazdo 7+7 i maty. Co otrzymuję za to? Ano otrzymuję wiele. Otrzymuję przede
wszystkim dziuplę, odwieczne, głębokie, wąskowysokie, naturalne siedlisko
pszczół. Kłąb zimowy wiąże się daleko od dennicy, przyjmuje najbardziej
optymalne kształty, zimuje więc „oszczędnie” itd. itp. POTWIERDZAM W CAŁEJ
ROZCIĄGŁOŚCI WSZYSTKO TO CO O WYBITNYCH WALORACH TEGO ULA JAKO SIEDLISKA RODZINY
PSZCZELEJ W ZIMIE I NA PRZEDWIOŚNIU NAPISAŁA W.OSTROWSKA. Od siebie tylko dodam,
że choć jest to na pewno ul wielokorpusowy, tak ułożony do zimy przejmuje
wszystkie pozytywne cechy w tej materii ula warszawskiego poszerzonego. Idźmy
dalej. Do tak ułożonego gniazda wystarczy podać –jak napisałem wyżej-8 kg cukru,
a więc niewiele. I znów w moim przypadku ma to niebagatelne znaczenie. Karmienie
ma miejsce późno, syrop przerabiają już pszczoły zimujące, każdy kg cukru
przerabiany bez potrzeby w tym czasie to czystej wody barbarzyństwo. Pokarm jest
układany nad „głową” zimującej rodziny, jest więc ogrzewany i łatwo dostępny.
NIGDY W CIĄGU 25 LAT I PRZY ŚREDNIO 80-CIU ZIMOWANYCH RODZINACH NIE ZDARZYŁO MI
SIĘ ABY PSZCZOŁY OSYPAŁY SIĘ Z GŁODU,CZY Z POWODU NIE PRZEKROCZENIA BARIERY
MIĘDZYKONDYGNACYJNEJ. Mało, nigdy nie musiałem do mniszka i sadów gonić z
dodatkowym podkarmianiem. Rzecz nie do pomyślenia w innych szeroko ramkowych
ulach /Langtroth,Apipol,1/2 dadan ,a może nawet i sam poczciwy dadan/ gdzie taka
ilość pokarmu rozciągnięta na szerokość 435 mm daje wąski pasek pokarmu nad
kłębem z wiadomym potem skutkiem. Podobnie zresztą, jak rozrzucenie go nawet w
tym ulu na 10 ramek. I jeszcze dalej... Jak łatwo wyliczyć, przy układaniu 7+7
usuwa się z ula 6 ramek. Ta wkurzająca w tym czasie, głęboka ingerencja w
gniazdo okazuje się mieć również jeszcze inne pożyteczne strony. Otóż zawsze na
20 ramek gniazdowych trafią się ramki, które w żadnym razie do zimowli iść nie
powinny. A to np. zupełnie jasne w środku, a to zdeformowane, a to stare. Mając
do dyspozycji ramki z trzeciej kondygnacji układa się gniazdo „jak w książce
pisze” dając na przedwiośniu możliwość czerwienia matce w najbardziej
optymalnych do tego ramkach. KAPITALNĄ ZALETĄ TEGO ULA JEST STOSUNKOWO NIEWIELKA
ILOŚĆ RAMEK I KORPUSÓW GENERALNIE, ZAŚ DO MAGAZYNOWANIA W SZCZEGÓLNOŚCI. Bo
proszę zauważyć, że 2/3 tego ula stale stoi w polu, zaś z magazynować trzeba
tylko w zimie 1 kondygnację. Spiętrzone w stosy po 8 dla stanowiska 40 ulowego
potrzeba nie więcej jak 2 m kw. powierzchni. Ja, na każdym stanowisku mam
zrobioną prostą szopę /taką jak w tym tekście niżej rozwalił mi niedźwiedź/ 3m x
3m to już pałac, tam przetrzymuję trzecie korpusy z woszczyną, maty,
podkarmiaczki itp. W ten sposób nie mam pracowni zagraconej, do domu zwożę tylko
te 6 usuniętych najgorszych ramek ,z których po sezonie woszczynę wytapiam i
wprawiam węzę, od razu na gotowo- z reguły wystarcza ich na następny sezon. Zaś
przebywające przez zimę w szopie ramki z woszczyną tak zostaną wymrożone, że
nie potrzebują już żadnej innej dezynfekcji.
W i o s n a i l a t o.
Zimujący kłąb, gdzieś do stycznia opuszcza w swej większej części kondygnację
dolną i centrum rodziny pszczelej /matka/przenosi się do kondygnacji górnej.
Tutaj istnieją optymalne warunki do wychowu czerwiu i tu rozpoczyna się nowa
droga rodziny pszczelej. Następuje rozluźnienie wzdłuż ramek kłębu do 30 cm i
więcej, w jego centrum podniesienie temperatury i matka rozpoczyna czerwienie.
Izolowane ze wszystkich stron ściany ula /boczne matami/ gwarantują małe
straty ciepła, a więc mniej wysiłku pszczół dla utrzymania wymaganej temperatury
,a więc mniej trzeba „spalić” paliwa dla uzyskania niezbędnej energii. Wszystko
to powoduje, że do oblotu pszczoły docierają mniej wymęczone, niż gdzie indziej,
że mają w sobie jeszcze wiele witalności, która po oblocie przekłada się na
dynamiczny rozwój wiosenny. Ja, choć tego nie robię, to nie kiwnąwszy palcem w
bucie dla przyśpieszenia rozwoju, mógłbym wywieź np. na rzepak, z linii szybciej
rozwijających się np.beskidki stosowną ilość uli. Oczywiście, nie moja to
zasługa- zasługa to pszczół i ula.
Pofilozofujmy: powszechnie wiadomym jest, że w ulu typ UWO po rozlicznych
przeliczeniach i przymiarkach zastosowano ramkę o wymiarach 360 x 230 mm. Można
przyjąć, że po odrzuceniu drewna, zdeformowanych komórek przylegających do
drewna i przerw przy dolnej listewce, użytkowa dla pszczół powierzchnia plastra
przyjmie wymiar ok. 300 x 200 mm. W PROSTOKĄT TAKI W SPOSÓB IDEALNY MOŻNA
WRYSOWAĆ ELIPSĘ, A TAKI PRZECIEŻ ,OBOK KOŁA JEST NATURALNY SPOSÓB CZERWIENIA
MATKI PSZCZELEJ. Rzecz nie do zrealizowania w ulu np.1/2 dadan, a zwłaszcza ½
wielkopolski czy Apipol. Tam, od pszczół wpędzonych w ekstremalne warunki, gdzie
kłąb średnicy 25 cm ma za plecami 20 cm nieogrzewanej powierzchni ramek, zaś
gdzie w samym kłębie 30- 40% powierzchni ogrzewanej to drewno, zdeformowane
przylistewne komórki i przerwy międzykondygnacyjne, trudno wymagać samoistnego,
dynamicznego rozwoju. No! Chyba, że dochowamy się linii, że dla matki nie będzie
miało znaczenia, czy jajko składa do komórki pszczelej, czy prosto na drewnianą
lub plastikową listewkę. Nie dziwią mnie więc różnorakie zabiegi dopingujące
pszczoły do rozwoju w tych ulach, łącznie z podawaniem w syropie extazy, a
przecież normalnie wystarczy zrobić rzecz najprostszą- najsamprzód im nie
przeszkadzać. Ale zostawmy cesarzowi, co cesarskie, my wróćmy na ziemię. DOBRANA
DLA TEGO ULA RAMKA, JEJ ROZMIAR, KSZTAŁT, POTWIERDZA JEJ FUNKCJONALNOŚĆ , TAK
DLA RODZINY PSZCZELEJ, JAK I PSZCZELARZA. Powtórzę za Ostrowską- jest lekka, bez
wysiłku można ją trzymać jedną ręką, a przede wszystkim jednym rzutem oka
ogarnia się całą jej powierzchnię, co ma niebagatelne znaczenie choćby przy
wyszukiwaniu matki, czy mateczników. Jej wysokość 23 cm to standard dla uli
wielokorpusowych na świecie, pod taką wysokość ramki są projektowane miodarki
radialne, z resztą całe linie technologiczne do odbioru miodu i inne
urządzenia.
Kondygnacja dolna przyjmuje nadmiar pszczół, poszerza się kula pszczół i czerwiu
i matka – w razie ciasnoty w górze schodzi z czerwieniem do kondygnacji dolnej,
tak, że gdy przestawiam korpusy na początku maja, w obecnie górnej są przeważnie
2,3 ramki górą zaczerwione i następuje gwałtowne jej zagospodarowanie.
Pozostańmy na chwilę przy kondygnacji dolnej, bo jest ona trochę w cieniu tych
wyższych, a rola jej jest przecież nie do przecenienia. To tu jest centrum kłębu
rodziny na początku zimowli, to ona po przesunięciu się kłębu do góry samoistnie
stwarza poduszkę powietrzną W szczycie czerwienia matki jest dokładnie
zaczerwiana, zaś w drugiej połowie sezonu SUKCESYWNIE SZCZELNIE WYPEŁNIANA
PYŁKIEM STANOWIĄC JEGO BEZCENNY REZERWUAR NA CZAS SPADZI I ZIMOWLI. Pod
warunkiem, że się jej da spokój tam w dole- przesunięta do góry, traci swe
walory magazynu, a pyłek zostanie zużyty na bieżące potrzeby. Tym bardziej
magazynu nie będzie, jeżeli przymknie się tam matkę, np. chcąc ograniczyć
czerwienie. Nieporozumieniem też jest lokowanie budowy węzy w kondygnacji
dolnej, nigdy nie zostanie odbudowana tak ładnie i zagospodarowana, jak ma to
miejsce w kondygnacji środkowej i górnej. Potwierdzam spostrzeżenia tych Kolegów
pszczelarzy, którzy twierdzą, że w kondygnacji dolnej pszczoły nie dobudowują
woszczyny do dolnej beleczki, traktując ją jak dennicę, w przeciwieństwie do
budowy w kondygnacjach wyższych.
Teraz parę słów o pojemności tego ula. Jak wiadomo, powierzchnia ogólna plastrów
tego ula- dla 3 kondygnacji wynosi 248 dcm kw. i jest to pojemność ula
warszawskiego poszerzonego a i normą prawie we wszystkich konstrukcjach
europejskich. Dwie kondygnacje pod kratą dają wystarczająco obszerne gniazdo,
zaś trzecia miodnia mieści 10 l miodu. Jednak muszę stwierdzić, że tak
skompletowany ul, przy nieograniczaniu czerwienia i przy niektórych plennych
liniach karniki jest czasem za mały i wymaga czwartej kondygnacji. Kiedy ją
daję? Nigdy w pierwszej połowie sezonu, kiedy narasta i trwa okres rojenia się
pszczół. Jak pisałem wyżej, wówczas zmniejszam siłę rodzin zabierając im jedną
kondygnację. Jednak takie osłabienie rodziny, tuż przed spodziewanym pożytkiem
głównym, w drugiej połowie sezonu, nie ma żadnego sensu. Wtedy, jeżeli pszczoły
nie mieszczą się w ulu i wiszą w dni dżdżyste gronem wielkości kapelusza na
wylotku jest pora dodania korpusu czwartego- przy 2 cm okapie daszka a
uporczywych kilkudniowych deszczach, grono to zostanie dokumentnie przelane i w
znacznym stopniu zniszczone. Taką okolicznością jest również obfita i
przedłużająca się spadź, inaczej 3-kondygnacyjny ul zostanie totalnie zalany od
dennicy po daszek pozbawiając matkę możliwości jakiegokolwiek czerwienia.
Specyfika pożytków spadziowych jaka jest, każdy widzi- dziś jest, jutro go nie
ma. Aby go przynieść gdy jest, musi mieć go kto przynieść. ABY W PRZECIĄGU 2-3
TYGODNI W ULU ZNALAZŁO SIĘ 20 L MIODU POTRZEBNA JEST DO TEGO 60-70.000-TYSIĘCZNA
ZAŁOGA. Na jej pomieszczenie potrzebne jest 300 dcm kw. powierzchni użytkowej
plastrów. Czyli 4 kondygnacje UWO. Po ok.15 sierpnia nie ma już sensu trzymać
kondygnacji czwartej, choćby i był pożytek. Pszczoły nie tylko, że tam nic nie
doniosą, to kondygnację prawie całkowicie opuszczą, zaś zgromadzone tam zapasy
będą przenosić do gniazda. Rodzin 4-kondygnacyjnych mam w dobrym roku 20-30% i
to nie one są normą. Normą są rodziny 3-kondygnacyjne z wszystkimi
konsekwencjami z tego wynikającymi, o których już pisałem gdzie indziej.
Wróćmy na chwilę do gniazda, bo w literaturze i w opiniach pszczelarzy
powszechny jest pogląd, że w UWO jedna kondygnacja na gniazdo to za mało, a dwie
za dużo. Pozwolę sobie zgodzić się tylko z pierwszą opinią a z drugą nie. Nie
chcę się tu zajmować żmudnymi wyliczeniami – są one również powszechnie
dostępne w literaturze ile to trzeba pow. plastrów na gniazdo. Ale w
wyliczeniach tych skrupulatnie liczy się ilość składanych jaj przez matkę itd. a
kompletnie pomija się zupełnie zapomnianą funkcję gniazda tj. SKŁADOWANIE
PRZYNIESIONEGO NAKROPU WŁAŚNIE W GNIEŹDZIE I PIERWSZE NAJINTENSYWNIEJSZE
ODPAROWANIE WODY W SĄSIEDZTWIE CZERWIU, A WIĘC TEMPERATURZE NAJWYŻSZEJ JAKA JEST
W ULU. Dopiero po tym nakrop jest przesuwany wyżej, aż do zasklepienia w
kondygnacji górnej, jako pełnowartościowy miód. Ale, żeby to było możliwe musi
być wokół czerwiu luz, wolne komórki, rzecz nie do pomyślenia tam, gdzie ściska
się pszczoły np. w izolatorach. Jest to szczególnie ważne na pożytkach
spadziowych- pożytkach późnego lata i jesieni – a więc pory roku, kiedy wieczory
i noce są już zimne. Z tego też powodu broni się z sukcesem coś tak
obrazoburczego dla ula wielokorpusowego, jak podkarmiaczka ramkowa. Bo na nic
cuda techniki w postaci wielolitrowych podkarmiaczek dennicowych, górnych, czy
wiaderkowych, gdy za oknem minus 5 stopni październikowego przymrozku. W takich
to warunkach, z przytulonej do gniazda podkarmiaczki, ogrzewanej jego ciepłem
wezmą pszczoły 1 góra 2l ciepłego syropu nim wystygnie, ale przecież nie 5 i
więcej.
TROCHĘ EKONOMIKI.
Pofilozofujmy: 20 l miodu spadziowego średnio z pnia /no! Nie zawsze Drobny, nie
zawsze!/ no, faktycznie nie zawsze. Niech więc będzie 15 litrów x 1,4= 20kg x 14
zł/ cena spadzi w skupie/= 280 zł podzielone przez 7 zł /cena wielokwiatu w
skupie/= 40 kg wielokwiatu z rodziny pszczelej. Przy 20 l spadzi jest to 60 kg
wielokwiatu. Nie mając kosztów związanych z wędrówkami jest to wynik, który
osiągają wędrujący zawodowcy i który pozwala mi spać spokojnie w nocy. I po
drugie...Czy warto samemu robić ule? Jeżeli się mieszka w bloku /jak ja wiele
lat/ i ma tylko kombinerki i piłkę do metalu, to na pewno nie warto. Ale, jak ja
obecnie mam kawałek lasu i mam gdzie ul zrobić to warto na pewno. Kubik desek
calowych na placu przy domu w takim układzie kosztuje mnie góra 200 zł. Z kubika
zaś zrobię 10 tych uli – jak łatwo wyliczyć koszt desek –które są podstawą ula
wynosi 20 zł, zaś materiały inne niech kosztują nawet 30, to i tak mam ul
wielokorpusowy kompletnie wyposażony za 50 zł.
JAK GO ZROBIĆ?
Jest to chyba najprostsza konstrukcja ula, jaka być może. Daszek, dennica,
podstawki- mogą być jakie ci miłe sercu. Z tym, że daszek jednak płaski- ja na
nich kładę kondygnacje. Ale można nosić dwie na wymiar przycięte sklejki, czy
pyty pilśniowe i może być dwustronny.
Korpus: bierzesz deskę calową, szerokości 250 mm /jeśli nie masz, niestety
musisz skleić dwie do kupy/ i wycinasz 2 odcinki o długości 375 mm i dwa
odcinki o długości.485 mm. Te krótsze skracasz z szerokości o 10 mm i z jednej
strony wycinasz wręga głębokości 15 mm na zawieszenie ramek. W dłuższych zaś
wycinasz na przemian ległe wręgi głębokości 10 mm, które stanowią z dwu stron
już wręgi korpusu. Następnie do tych krótszych, równo z dłuższymi krawędziami
przybijasz listewki zamykające od dołu i góry ocieplenie, szerokości 30 mm i
dowolnej grubości i masz już przygotowane wszystkie elementy ula do montażu.
Lepiej mieć prawidło, ale i bez prawidła można to zbić do kupy i da to
zadowalającą dokładność. Jeżeli w tej chwili się pogubiłeś, zrób elementy a samo
ci pokaże, jak to zbić należy. W KAŻDYM BĄDŹ RAZIE PO ZBICIU MASZ MIEĆ W ŚRODKU
KWADRAT 375 X 375 MM I TO JEST WNĘTRZE ULA. Następnie w powstałą wnękę na
ocieplenie włóż styropian miękki 25 lub 30 mm i całość zamknij stosownie
przyciętą płytą pilśniową-otrzymasz gabaryty korpusu, które wynoszą 495 x 425 x
250 mm. Płytę zastosuj twardą, lub bardzo twardą 4 ale lepiej 5 mm, gdyż w dole
stanowi ona, słaby bo słaby, ale jednak wręg. Wręg ten może ulec zniszczeniu już
po paru latach, ale ja mam i 20 letnie kondygnacje z nieuszkodzonym pilśniowym
wręgiem. Jak masz ochotę, możesz to rozwiązać inaczej, gdyż co by nie powiedzieć
jest to słaba strona tak zrobionego korpusu. Ja jednak pozostałem przy nim, a z
czasem nawet przestałem pilśnie przed przybiciem smarować klejem wikolem . Z
przyczyn praktycznych – nie przyklejoną płytę można łatwo oderwać podważając
parę gwoździków np. dużym śrubokrętem i wymienić i ją, ale jeszcze częściej-
uszkodzoną np. przez mrówki izolację styropianową. NIGDY NIE STOSUJ DO
ZAMKNIĘTYCH PRZESTRZENI ULA IZOLACJI Z PŁYTY PILŚNIOWEJ MIĘKKIEJ. JEST TO
PARODIA IZOLACJI, WYBITNIE HIGROSKOPIJNA NACIĄGA SZYBKO WODY I W ZIMIE GRZEJESZ
UL TAFLĄ LODU. Na koniec , w bocznych pojedynczych ścianach korpusu należy
wyfrezować uchwyty, w nich wywiercić boczne, zapasowe otwory Æ 25 mm i dobrze
jest jeszcze poluzować całość przez lekkie przefrezowanie góry korpusu, od
strony gdzie została przybita płyta twarda 4 lub 5 mm. I gotowe.
WYPOSAŻENIE ULA.
Bardzo skromne, -ale w zupełności wystarczające. Powałka – to odpowiednio
przycięta folia, najlepiej przeźroczysta aby widać było pod nią pszczoły. Na
przedwiośniu skrapla się na niej woda, z której korzystają pszczoły ulowe.
Ocieplenie górne- 4 płyty pilśniowe miękkie. Ocieplenie boczne- 4 maty jednego
rozmiaru grubości 5 cm i takichż rozmiarów podkarmiaczka ramkowa. To wszystko.
NO WIĘC JAKI TO JEST UL?
Czy jest to najlepszy ul w Polsce jak chcą jedni, czy najgorszy-jak inni? Nie
mnie o tym arbitralnie wyrokować. Po 25 latach doświadczeń z tym ulem nie
pozostaje mi nic innego, jak powtórzyć za Ostrowską. UL UWO JEST WYBITNYM ULEM W
TRUDNYCH PRZYRODNICZO- KLIMATYCZNYCH WARUNKACH / A TAKIE SĄ W WYSOKICH GÓRACH I
NA SPADZI/ , WYBITNIE PLASTYCZNYM I OPTYMALNYM SIEDLISKIEM DLA RODZINY
PSZCZELEJ. W cieplejszych stronach Polski, w warunkach mniej ekstremalnych, tam
gdzie pożytek kończy się na lipie, gdzie można podać większe ilości syropu a
przygotowanie do zimy z rzucić na pszczoły letnie, gdzie zimy są łagodne, a
obloty wczesne -walory tego ula się zatracają. Ale tępią się i wady, na które
tyle narzekałem na początku „Oceny”. Mając dwa i to letnie miesiące na
przygotowanie rodzin do zimy, można przygotować i tysiąc pni, co jest nierealne
na spadzi, gdy jeszcze po 15 września są przybytki na wadze. Na koniec pozwolę
sobie na dygresję osobistą. Otóż, drogi Czytelniku pochlebiam sobie, że nie
jestem idiotą. Gdyby ten ul był nic nie wart- a takie buty próbują mu obecnie
uszyć zwolennicy niskoramkowych wielokorpusów, mając własny warsztat i
możliwości wykonania każdej znanej powszechnie konstrukcji- zrezygnowałbym dawno
z niego.
Powyższy artykuł został ściągnięty z netu i wstawił go BoCiAnK
Eryk
|