To zdjęcie znalazłem w internecie i zamieściłem jako ciekawostkę, ale miałem kiedyś podobną sytuację, która mogła sie tak skończyć.
Jeden mieszkaniec w mojej wsi miał dwoje drzwi wejściowych do domu, a że z jednych nie korzystał to od środka "ocieplił" je stryopianem na zimę. Zrobił to w ten sposób, ze między drzwiami a styropianem została przestrzeń. Któregoś dnia w maju przylatuje do mnie ze u niego w domu jest masa pszczół. Przychodze, patrze i faktycznie kilka lata - może z 20 ale bez przesady aby to od razu rojem nazywać. Otworzyłem okno i wypuściłem latające pszczoły. I teraz rebus. Pszczół nie ma bo wygoniłem je przez okno, ale taki szum jest jak bym w ulu siedział. I nagle zaczynają sie pojawiać pojedyncze pszczoły. Styropian był tylko tak przyłożony prowizorycznie i w jednym miejscu nie dolegał do ściany i tamtędy właśnie wylatywały pszczoły. Wychodzimy na dwór aby z drugiej strony popatrzeć na drzwi a tutaj sobie pszczoły wylatują z dziurki od klucza

Dla wyjaśnienia był to zamek troche innego typu niż teraz są popularne i taki wylotek mógł funkcjonować. Jak by nie to że mu pszczoły do domu właziły to pewnie by aż tak szybko sie nie zorientował ze ma nowych sąsiadów. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że po kilku godzinach pszczoły odleciały gdzieś indziej i nie musiałem sie z nimi męczyć.
Czasami dziwi mnie zachowanie ludzi którzy przychodzą do mnie i twierdzą że gdzieś siedzi mój rój i że mam go zabrać bo im przeszkadza. A niby po czym oni wiedzą że to jest mój ? W okolicy jest kilka mniejszych pasiek a w niektórych latach podjeżdżają wędrowcy w okolice mojej wsi i liczba rodzin w promieniu 2-3 km dochodzi do 500 albo i więcej, ale nie - oni wiedza ze to są moje
