To kiedyś napisałem na innym forum. Zdania nie zmieniłem do dziś, choć gospodarka się nieco zmieniła. " Wysłany: 2012-01-21, 22:13 Witam Szanowni koledzy i koleżanki. Przede wszystkim zacznijmy od tego czym jest ten roztocz. Mały wredny krwiopijca wysysający dosłownie życie z pszczół, rozwijający się w ich wczesnych stadiach rozwojowych. Na pszczole pojedynczy osobnik może przetrwać kilka miesięcy. Przeciwnik, wobec którego okazujemy się bezsilni (daj Boże, aby było inaczej). W nawiązaniu do tematu próbowałem wiele środków poczynając od pasków, kwasów, oprysków,, cukru pudru, odymiania (zarówno tego standardowego, jak i różnymi roślinami w tym suszonymi kwiatostanami sumaka). Eksperymentować można, jednakże należy pamiętać o kilku rzeczach. Po pierwsze nie powinno się eliminować konwencjonalnego leczenia tabletkami do spalania i paskami. Powód jest bardzo prosty. Pamiętać musimy, że nie tylko my mamy pszczoły. Mogą mieć je nasi sąsiedzi, czy nawet ludzie znacznie od nas oddaleni. Większość z nich leczy swoje rodziny i liczy na maksymalne wytępienie tych pasożytów. Przyjmijmy teraz, że akurat ( przypadek ewolucyjny, to znaczy raz na dziesięć miliardów, nie rozbijając to na pokolenia, cechy dziedziczne, budowę chromosomu i dominację czy recesywność) w sekwencji genotypu u pszczół danego pszczelarza, wystąpiła cecha odpowiedzialna za zwiększone samooczyszczanie się pszczół (chłop/kobita mówiąc potocznie miał szczęście).
Teraz rozpatrzmy przypadek A i niech to będzie, że pszczelarz dodatkowo leczy konwencjonalnie swoją populację (to jest pogłowie pszczół w pasiece, czy jak kto woli swoje rodzinki), to może mieć superlatywy. Ta rodzina ma określoną pulę genową, to znaczy cechy dziedziczne są przekazywane przez nią następnym pokoleniom. Tym co zapewne wiedzą o dominacjach danych genów przypomnę jeszcze, że gen może być recesywny, lub dominujący. To Rozpatrzmy teraz kolejne wersje wariantu A (tylko przykładowe, może ich być więcej). Będę pisał na "chłopski rozum" i nie będę bawił się w wyliczenia procentowe prawdopodobieństwa.
Gen okazał się recesywny
A11: Kilka matek unasieniło się trutniami od odpornej rodzinki (czy tego szczęściarza, czy jego sąsiadów), gen nie ujawnił się w pierwszym pokoleniu Matek, które się unasieniły na pasieczysku. Pszczelarz leczył konwencjonalnie pszczoły i przeżyły. Gen został zachowany do pokolenia drugiego i ma jakąś szansę się w nim ujawnić (25% jeśli będzie szczęście, trutnie i matki potomne od tych matek w najlepszym przypadku). Rodzinka odporna przetrwała, więc drugie pokolenie ma szansę być skrzyżowaniem między sobą i rodzinką odporną (pszczoły gospodarzowi musiały by się często roić i musiałby wymieniać matki tylko na te z własnej pasieki, aby otrzymać choć kilka % więcej). Pszczoły rozniosły minimalną ilość destruktora po okolicy i mało go przyniosły. Populacja pasożyta jest stabilna na względnie niskim poziomie.
A12: Żadna matka nie unasieniła się na pasieczysku od rodzinki odpornej. Rodzinka odporna przeżyła do następnego sezonu. Gen został zachowany. I może jeszcze ujawni się u innych rodzin, gdy tam będzie wymieniana matka. Pszczoły rozniosły minimalną ilość destruktora po okolicy i mało go przyniosły. Populacja pasożyta jest stabilna na względnie niskim poziomie. Bo ktoś je leczy konwencjonalnie.
A13: Żadna matka nie unasieniła się, odporna rodzina się osypała. Gen poszedł w cholerę. Pszczoły rozniosły minimalną ilość destruktora po okolicy i mało go przyniosły. Populacja pasożyta jest stabilna na względnie niskim poziomie. Bo ktoś je leczy konwencjonalnie. Pszczelarz jest zadowolony i sąsiedzi też (bo dalej mają pszczoły).
A14: Matki się unasieniły, rodzina odporna padła. W pokoleniu F1 Nie będzie odporności, a w kolejnych pokoleniach tylko 25% wyjdzie na odporne. Dalej mamy owady, bo pszczoły są leczone.
Ponieważ tych przykładów można jeszcze wymieniać od diabła, poprzestanę na tym co mamy. Wynika z tego, że warto jest jednak leczyć konwencjonalnie pszczoły, bo chociaż je mieć będziemy. A matki kupujemy w takim wypadku młode, nie inseminowane (bo chcemy przecież mieć ten w swojej puli). Niech teraz podniosą ręce ci co kupowali zawsze tylko matki niezapłodnione.
Gen dominujący (pszczelarz dalej leczy swoje rodzinki). Będę pisał skrótowo, chyba, że ktoś chce wypracowanie na 30 stron lub więcej.
A21: Jakieś matki się unasieniły trutniami. Rodzinka przetrwała. Fajnie pokolenie 1 od tej rodzinki 100% odporne, w kolejnych pokoleniach już mniej. Wszystkie pszczoły są leczone, każdy jest w miarę zadowolony.
A22: Nic się nie zapłodniło( albo zapłodniło tym, co genu odporności nie miało), odporna rodzinka żyje. Fajnie. Może w kolejnych latach się jej poszczęści. Wszystkie pszczoły są leczone, każdy jest w miarę zadowolony.
A23: Nic się nie zapłodniło, Odporna rodzina zamarła, geny poszły pa pa. Wszystkie pszczoły są leczone, każdy jest w miarę zadowolony. Pszczoły w końcu mają wszyscy.
A24: Mamy matki składające odporne potomstwo, rodzinki odpornej nie ma. Gen jest. Wszystkie pszczoły leczymy i mamy pasożyta w większym niż mniejszym stopniu na smyczy.
A teraz przypadek gdy gdy leczymy tylko niekonwencjonalnie. Ponieważ oczy za pewne zaczęły już wszystkich boleć od czytania wspomnę, że coś tam zwalczymy. Pozarażamy warozą sąsiadów. Większość rodzin się osypie. No chyba że gen jest dominujący. W tedy do wykształcenia całkowicie odpornej populacji w najgorszym wypadku w całej okolicy ( u nas i u sąsiadów) zostanie tylko jedna rodzina. Kupimy odkłady, co na wiosnę znowu ich może nie być, bo będzie znowu jedna rodzina, w której dodatkowo matkę wymienimy, bo stara była i jakaś taka niemrawa.
A jak ktoś w ogóle nie leczy? Mniej więcej jak powyżej, z tym, że znajomi nas zlinczują jeśli się o tym dowiedzą.
W tych dwóch ostatnich przypadkach sami sobie praktycznie tworzymy osypy, jak nie CCD.
Najlepiej jest leczyć wychodzi na to konwencjonalnie i niekonwencjonalnie jednocześnie. Z tym że pamiętajmy o tym, żeby nie łączyć leków od weterynarzy z niekonwencjonalnymi (bo reakcje chemiczne są różne, a na chemii się to opiera) i nie cudować z niekonwencjonalnymi jak mamy w ulach miód ( Cukrem można go zafałszować, a chwastem można go zatruć). Kto z was chciałby być zatrzymany, bo jego kuzyn, ojciec lub babcia otruł się miodem z jego pasieki? Eksperymentujmy pod koniec sezonu, a przy szyszkach i sumaku radzę dawać kartki z olejem na dno, inaczej większość roztoczy wróci na pszczołę, bo ta najpierw będzie ul wentylować, a dopiero potem go sprzątać. Jak krwiopijca się nie przyklei, to się ocknie i wlezie na tę pszczółkę sanitarną. TO JEST TYLKO DODATEK.
Z powyższych można na wydedukować, że przy braku SPECJALISTYCZNIE PROWADZONEJ SELEKCJI, na którą stać niestety tylko kogoś, kto ma konto z więcej jak sześcioma zerami i przy całkowitym braku leczenia większa populacja odpornych pszczół powinna się wykształcić przy upadku jakiś 99,(9)% całkowitej populacji pszczół. TO JEST WŁAŚNIE PIĘKNO I ZMORA EWOLUCJI. Cecha wykształca się przez pokolenia. Nam od małpy do homo sapiens sapiens zajęło to kilka milionów lat. Sam nasz długi kciuk był osiągnięciem przeogromnym, bo dawał nam narzędzia.
Dla mnie każdy sposób jest dobry. Ale trzeba trzeźwo myśleć. Znam wiele historii o tym jak ktoś stosował tylko sumaka i mu z 30 rodzin zostało dwie albo trzy. Takie leczenie może być tylko uzupełniające, np w tedy, gdy miodu już nie zbieramy, a jest czerw, a do zimy daleko (nie koniecznie sumakiem). Lepiej nawet wtedy paluchami wybierać i zgniatać te bestie, niż pozwolić im żyć na naszych pszczołach. Eksperymentujcie, LECZ TO TYLKO DODATEK. Taki dodatek, jak osobie z chorym zębem, zgniłym, bolącym, kwalifikującym się tylko do wyrwania, takim dodatkiem, jakim dla niego jest "PARACETAMOL". Może mu nerw paść, a może dostać zapalenia całej szczęki i stracić połowę zębów. Nie neguję tych sposobów, ale podkreślam, że NIE MOŻNA STWIERDZAĆ PRZY LUDZIACH, ŻE JA TYLKO TAK ROBIĘ I TY TEŻ TAK RÓB, BO PO CO CI TE LEKI. Leki są trujące, bo ich wdychanie powoduje między innymi raka krtani i choroby serca u pszczelarzy. Ale jaki mamy wybór. Jak się będziesz czół, jak z pasieki, powiedzmy 20-tu rodzin, po zimie zostanie ci jedna, dwie, czy trzy, a bo sobie stwierdziłeś, że a po co te leki. Niech ewoluują. No ja bym sobie w gębę napluł, za każdym razem, jak bym w lustro spojrzał. A chyba bym się pochlastał, jak jeszcze przy okazji przez moje niedbalstwo padły okoliczne pasieki tych, co mnie nauczyli jak kochać pszczołę..." "Wysłany: 2012-01-22, 13:45 Witam W odpowiedzi na Pana pytanie, a konkretnie jak się domyślam, o stosowanie ramki pracy, to stanowczo odpowiem TAK. Stosuję ją i regularnie wycinam dojrzały trut, zasklepiony. Robię tak przez sezon, od kiedy tylko umieszczam ją w ulu, to jest od czasu pobielania starych plastrów przez pszczoły. Z ramki wycinam czerw wraz z woskiem. Potem wosk na przeróbkę. Nigdy nie pozostawiam powycinanych plastrów w pobliżu pasieki na ziemi (względy higieny i ewentualna możliwość przenoszenia jakiś chorób przez pszczoły, które akurat mogą usiąść na tym plastrze). Jeśli czerw trutowy jest na ramkach z czerwiem pszczelim, to ścinam tylko górną część. Metoda ta, jeśli znamy biologię pasożyta, ogranicza jego liczebność, lecz samego pasożyta nie jest w stanie wyeliminować, gdyż:
1. Nie zawsze jest czerw trutowy w ulach, a pasożyt gotów do rozrodu wchodzi na niego dopiero na trzy dni przed wejściem w stadium poczwarki (mogę się mylić bo nie jestem wszechwiedzący). Jeśli szybciej zmuszony jest się rozmnożyć, to idzie w czerw pszczeli. 2. Jeśli pasożyt nie ma z nim kontaktu, to też pójdzie w czerw pszczeli (on nie szuka sam, musi mieć z nim kontakt, żeby wejść, w tedy też może wybrać, lecz nie musi tam wejść). 3. Warroza składa jajka kilka razy w ciągu swego życia i to z tego co pamiętam, to z odstępami, więc ile razy
Jak więc widać wycinamy nie z powodu, że tam koncentruje się 100% pasożyta, lecz z powodu, że roztocz na tym czerwiu najdłużej siedział i tam złożył najwięcej jaj. Poza tym za trutniami nikt płakać nie będzie, a czerwiu pszczelego chyba nikt z nas ścinać nie zamierza.
Jest to też metoda UZUPEŁNIAJĄCA w pasiece i polecam jej stosowanie. Tak jak pisałem każdy sposób jest dobry, nawet wybieranie palcami, bo ogranicza ilość roztoczy. Naszym zadaniem jest tu zadać pasożytowi tak ciężkie straty (jego formie dorosłej i larwalnej), żeby ich było jak najmniej w ulu. Nie wyeliminowuje to jednak leczenia, gdyż zauważmy jaki typ czerwiu mamy w ulach na jesieni, gdy samic warroa w gniazdach jest najwięcej? Mamy tam samicze czy samce pszczół w formie larwalnej i poczwarek? Leczmy zarówno niekonwencjonalnie jak i dostępnymi lekami, a w tedy mamy pewność, że mu dosolimy."
Kiedyś, to się człowiekowi chciało produkować z pisaniem. Z czasem robi się tylko swoje. _________________
_________________ "Mała jest pszczoła wśród latających stworzeń, lecz owoc jej ma pierwszeństwo pośród słodyczy." (Syr 11, 3);
|